PolskaTragedia w Pucku - dzieci katowane w rodzinie zastępczej

Tragedia w Pucku - dzieci katowane w rodzinie zastępczej

Tragedia w Pucku - dzieci katowane w rodzinie zastępczej
Źródło zdjęć: © PAP | Adam Warżawa
19.09.2012 10:35, aktualizacja: 19.09.2012 17:40

Rodzice zastępczy dwójki małych dzieci, które zmarły będąc pod ich opieką, trafią do aresztu na trzy miesiące - zdecydował sąd. Prokuratura zarzuciła obojgu śmiertelne pobicie jednego dziecka, a kobiecie - zabójstwo drugiego. Małżeństwo przyznało się do winy.

Sąd przychylił się do wniosku puckiej prokuratury rejonowej o aresztowanie na trzy miesiące 32-letniej Anny Cz. oraz 36-letniego Wiesława Cz. Jako uzasadnienie wniosku śledczy podali surową karą, która grozi małżeństwu oraz obawę utrudniania przez nich postępowania karnego.

5-letnia dziewczynka, jej 3-letni brat oraz jeszcze trójka ich rodzeństwa zostali umieszczeni w rodzinie Cz. w styczniu br. 3 lipca 3-latek zmarł. Jego opiekunowie wyjaśnili, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - dziecko miało spaść ze schodów. 12 września zmarła 5-latka - także tym razem rodzice zastępczy stwierdzili, że doszło do wypadku podczas kąpieli w brodziku: dziewczynka miała poślizgnąć się, upaść i uderzyć, a następnie zachłysnąć wodą.

W poniedziałek śledczy zdecydowali o zatrzymaniu obydwojga rodziców, a we wtorek przedstawili im zarzuty. Kobiecie - za udział w śmiertelnym pobiciu 3-latka oraz zabójstwo "z zamiarem ewentualnym" [zarzut ten dotyczy sytuacji, gdy dokonująca zabójstwa osoba nie działa z premedytacją, ale ma świadomość, że skutkiem jej działań może być czyjaś śmierć] 5-latki grozi nawet kara dożywocia, mężczyźnie - za pobicie ze skutkiem śmiertelnym 3-latka - do 10 lat więzienia.

Tragiczna śmierć dzieci

W uzasadnieniu sądu można było usłyszeć, jak bardzo zastępcza matka znęcała się nad dziewczynką i psychicznie i fizycznie. Dziecko miało liczne obrażenia wewnętrzne. Kobieta kopała dziewczynkę w brzuch w głębokim brodziku prysznicowym, przez co doprowadziła do licznych obrażeń wewnętrznych, między innymi oderwania płata wątroby.

Po śmierci 5-latki trójka jej rodzeństwa została przeniesiona do innej rodziny zastępczej, z kolei biologiczne dzieci małżeństwa Cz. - przekazane rodzinie.

"Sygnałem ostrzegawczym powinna być śmierć pierwszego dziecka"

Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak jest zbulwersowany tą sprawą. - Należy sprawdzić jak w ogóle doszło do sytuacji, że te osoby opiekowały się piątką małych dzieci - powiedział na antenie TVN24. Podkreślił, że sygnałem ostrzegawczym powinna być śmierć pierwszego dziecka.

Rzecznik zapewnił, że badana jest też sytuacja pozostałych dzieci obecnych w tej rodzinie. - Te dzieci także były w domu, w którym być może przechodziły wielką traumę, inne dzieci nie są izolowane, one widzą co się dzieje w domu - powiedział.

Nadzór nad śledztwem

Prokurator generalny zwrócił się do gdańskiej prokuratury apelacyjnej o informacje nt. śledztwa dot. śmierci dwójki dzieci w rodzinie zastępczej z Pucka. Postępowanie puckiej prokuratury objęte zostało zwierzchnim nadzorem służbowym gdańskiej prokuratury okręgowej.

Jak poinformował rzecznik prokuratora generalnego Mateusz Martyniuk, wstępna informacja powinna trafić do PG jeszcze w środę. - Prokurator generalny zdecydował się poprosić o szczegółową informacje dot. tego śledztwa, gdyż sprawa jest bardzo bulwersująca, dotyczy śmierci dzieci w rodzinie zastępczej - zaznaczył.

Rzeczniczka gdańskiej prokuratury okręgowej Grażyna Wawryniuk poinformowała z kolei, że postępowanie prokuratury w Pucku w sprawie śmierci rodzeństwa objęte zostało zwierzchnim nadzorem służbowym i jest przedmiotem badania Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Jak powiedziała, "ponadto we wtorek dodatkowo sprawa została objęta zwierzchnim nadzorem służbowym". Poinformowała, że "w środę prokurator prokuratury okręgowej będzie badał sprawę i dopiero po zapoznaniu się z aktami będzie można ewentualnie wyciągnąć jakieś wnioski co do prawidłowości bądź nieprawidłowości realizowanych w tej sprawie czynności".

Centrum Pomocy Rodzinie: działaliśmy prawidłowo

Rodzina zastępcza prowadzona przez małżeństwo C. pozostawała pod opieką Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie (PCPR) w Pucku. - Z naszej strony wszystkie działania były prawidłowe, rodzina miała dobrą opiekę - twierdzi Beata Kryszak, dyrektor placówki.

Zgodnie z wtorkową decyzją wojewody pomorskiego Ryszarda Stachurskiego, w środę w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku rozpoczęła się kontrola. - Od rana trzech pracowników wydziału polityki społecznej prowadzi taką kontrolę; sprawdzana jest cała dokumentacja związana z prowadzeniem tej rodziny od momentu kiedy dzieci zostały powierzone zastępczym rodzicom, aż do tragicznych wydarzeń - wyjaśnił rzecznik wojewody Roman Nowak.

Dodał, że sprawdzane jest, czy był prawidłowy nadzór nad tą rodziną, czy starostwo realizowało obowiązki nałożone na nie przez Ustawę o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.

Jak powiedział Nowak, wstępnie założono, że kontrola potrwa do piątku, ale nie można wykluczyć, że potrwa dłużej.

Jak poinformowała dyrektor puckiego PCPR, rodzina C. przeszła w 2010 r. odpowiednie szkolenie i spełniała wszelkie wymogi, a piątka dzieci (rodzeństwo) została powierzona jej opiece w styczniu tego roku i były to pierwsze dzieci, które trafiły do tej rodziny.

Kryszak dodała, że tuż po śmierci pierwszego dziecka rodzina została objęta pomocą psychologiczną. - Był psycholog nasz z PCPR, był psycholog z poradni, który zajął się dziećmi. Ta pomoc była kontynuowana cały czas do momentu drugiego wypadku - powiedziała Kryszak dodając, że w pierwszym tygodniu po śmierci pierwszego dziecka psycholog bywał w rodzinie "niemal codziennie", a potem - średnio raz na tydzień.

Jak powiedziała Kryszak, pracownicy Centrum nie zauważyli niczego nieprawidłowego w rodzinie zastępczej prowadzonej przez małżeństwo C. - Z opinii psychologów wynikało, że sytuacja jest naturalna, jak po wypadku. Nie mieliśmy sygnałów, że chodzi o jakieś inne działania niż zwykły wypadek - powiedziała dyrektor.

Wyjaśniła, że od stycznia rodzinę C. odwiedzał też koordynator rodzinnej opieki zastępczej. - To były wizyty przynajmniej raz w tygodniu i w niezapowiedzianych porach - powiedziała dodając, że koordynator także nie zauważył niczego niepokojącego. Żadnych zastrzeżeń nie zawierała także opinia ze szkoły, do której chodziło dziecko naturalne państwa C. i jedno z powierzonych dzieci.

Kryszak wyjaśniała też, że po 12 września, kiedy doszło do śmierci drugiego dziecka, natychmiast została podjęta decyzja o przeniesieniu pozostałej trójki dzieci do innej rodziny zastępczej. Dyrektor dodała, że ta decyzja była też "poparta wnioskiem z prokuratury i postanowieniem sądu". Wyjaśniła, że naturalnymi dziećmi C., po zatrzymaniu małżeństwa, zajęła się rodzina.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1473)
Zobacz także