SpołeczeństwoSiusiak i cipka - Internauci o edukacji seksualnej

Siusiak i cipka - Internauci o edukacji seksualnej

Siusiak i cipka - Internauci o edukacji seksualnej
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
26.02.2010 19:56, aktualizacja: 02.03.2010 10:49

Muszelka, pachnąca galaretka, dżunglusia, brzoskwinka, myszka, ciacho i słodka kartofelka - to tylko niektóre z określeń, jakie Internauci Wirtualnej Polski stosują do nazwania żeńskiej anatomii. Miejscami zabawne, lecz niestety infantylne nazewnictwo świadczy jedynie o braku wiedzy Polaków na temat seksualności człowieka.

Przeczytaj artykuł Joanny Stanisławskiej "Wielka księga cipek" - edukacja seksualna po polsku

"Wielka księga cipek" wywołała równie wielką dyskusję wśród Internautów Wirtualnej Polski nie tylko na temat jej publikacji w naszym kraju. Oprócz nazewnictwa związanego z narządami płciowymi, wymieniano na forum zdania na temat stanu i potrzeby edukacji seksualnej w Polsce.

Jak "to" nazwać?

Słowo "cipka" użyte w tytule książki podziałało jak hasło do gry w skojarzenia. Nie zabrakło najbardziej wymyślnych określeń: od ogrodu rozkoszy po oko Saurona. - Skoro po tylu latach oswajania się z tematem, "cipka" powoduje u nich takie zainteresowanie, to jest to klęska wychowania seksualnego - podsumowuje metro66. Okazało się także, że użyte słowo bardzo razi niektórych Internautów.

- Przeciętna matka wstydzi się słowa "cipka", bo jest ono obelżywe w jej świadomości - uważa drzazga. - Określenie "cipka" niestety brzmi wulgarnie - pisze abc i dodaje, że chyba nikt nie chciałby usłyszeć takiego sformułowania z ust dziecka a nawet dorosłego. - Cipka to odpowiednik siusiaka, więc nie wiem, skąd to oburzenie - dziwi się normalny, który uważa takie bulwersowanie się z powodu stereotypów. - To musi się jakoś nazywać - dodaje. Jaka w takim razie powinna być odpowiednia nazwa narządów płciowych?

- O sprawach intymnych nie można mówić takim zwulgaryzowanym językiem - stwierdza Dorosła. - Nie o wszystkim należy mówić dzieciom w wieku przedszkolnym, nie o wszystkim dzieciom w wieku szkolnym . Do pewnych rzeczy człowiek po prostu dorasta i dobrze, jeżeli ma obok siebie jakąś mądrą osobę, która w sposób piękny mu pewne rzeczy związane z tą sferą wytłumaczy - dodaje Dorosła.

Edukacja czy manipulacja?

Czy w szkole naprawdę jest potrzebny przedmiot, który miałby wychować dzieci do życia seksualnego? Czego takiego uczą się dzieci podczas zajęć? I kto powinien przekazywać "tajemną" wiedzę: nauczyciele czy jednak rodzice?

- Czy rzeczywiście będą uczyć, co to siusiak, a co to cipka? Czy może będą wciskać najnowsze osiągnięcia firm farmaceutycznych w dziedzinie antykoncepcji? - zastanawia się Harbinnger. Zdanie to popiera także metro66. - Laicka metoda wychowania seksualnego wniosła tylko promocję prezerwatyw, czego efektem jest zachodzenie w ciążę coraz młodszych dzieci - uważa. Pilną potrzebę wprowadzenia przedmiotu widzi natomiast Internautka Oświecona. - W szkołach nie ma w ogóle przedmiotu, który by "oświecił" uczniów, nastolatków, co to jest stosunek płciowy i w jaki sposób się rozwijają - pisze. Jej zdaniem wiele dzieci wstydzi się chodzić na tego typu zajęcia. W dodatku są zniechęcane przez rodziców, którzy często sami nie potrafią przeprowadzać z nimi rozmów na temat seksualności.

Czego uczy edukacja seksualna wie dokładnie mgr Ewa Marczak, która w liceum uczęszczała na zajęcia i jak pisze nic z nich nie wyniosła. - Edukacja seksualna to gadanie o antykoncepcji i o tym, że seks można uprawiać z każdym, wszędzie i zawsze. Ani słowa o odpowiedzialności, rodzinie i małżeństwie - opowiada o swoich doświadczeniach Internautka. Na lekcjach zabrakło podstawowych informacji na temat dojrzewania kobiety, przebiegu stosunku seksualnego oraz rozwoju poczętego dziecka. Za to wysłuchała wciąż powtarzających się, tych samych informacji. - O tym, jakie są rodzaje antykoncepcji i że współżycie trzynastolatków to nic strasznego, byle tylko użyli prezerwatywy. O skutkach ubocznych stosowania pigułek, spiral i innych takich świństw była cisza - wspomina Internautka.

Wiele osób bardzo ważną rolę w uświadamianiu dzieci, czym jest seks i jakie mogą być konsekwencje współżycia, widzi w relacjach z rodziną. To właśnie rodzice wciąż są upatrywani jako najlepszy przykład i najbardziej odpowiedni wychowawca. Odsuwanie tematu na bok, a w końcu brak edukacji ze strony rodziców może się okazać fatalnym w skutkach.

- Młodzież powinna mieć podstawową wiedzę na temat seksu i tu potrzebny jest brak wstydu rodziców i ich umiejętność komunikowania się z dziećmi - uważa Margreen71. - Sama nie miałam takich przedmiotów w szkole, a wszystkiego dowiedziałam się nie od rodziców, którzy nie mieli czasu na takie rozmowy, ale od kochającej babci - pisze Oświecona.

Internautka Szczęśliwa kobieta zauważa jeszcze jeden poważny problem. - Brakuje modelu seksualności, który propaguje seks z miłości. Nie koniecznie po ślubie, ale gdy się będzie na to gotowym i gdy będzie się wiedziało, że z danym partnerem chce się kochać - przestrzega przed uprawianiem seksu bez uczucia.

Książka o chwytliwym tytule nie musi się martwić, że zakurzy się na sklepowym regale. - Kupię tę książkę - deklaruje ojciec. - W tej książce jest więcej wartościowszych i prawdziwych tematów niż mówią przez wszystkie lata w szkole - wyjaśnia cel swojego działania i z przekorą dodaje, że "Wielką książkę siusiaków" już posiada.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (414)
Zobacz także