Tygodniami przeglądał wszystkie zdjęcia Agnieszki, aż stworzył książkę fotograficzną i ją wydrukował. Jedną dla córeczki, drugą dla teściów. Dokumenty z prokuratury, te o nieumyślnym spowodowaniu śmierci żony, spalił. Ludzie mówią o nim: "Ten uśmiechnięty misio". Nie wiedzą, jaki ciężar dźwiga Marcin w swoich 140 kilogramach.