W czasach komunizmu często zżymałam się na kulturę gestu. Drażniła mnie jej bezsilność: jakiś przekreślony szminką plakat wyborczy (to ja!), dorysowana kotwiczka Polski Walczącej, pomarańczowe podkolanówki, kolejna podpisywana petycja, odmowa uczestnictwa w komunistycznym rytuale. Wydawało mi się, że gdyby nie realne sankcje, owe gesty graniczyłby ze śmiesznością.