"Porwali" Lilianę. Wiadomo, co zrobili po ucieczce ze szpitala
Nie dalej jak w środę sąd uchylił postanowienie o ustanowieniu kuratora wobec rodziców noworodka z Białogardu. Cały czas toczy się gorąca dyskusja, czy rodzice postąpili słusznie czy narazili dziecko na niebezpieczeństwo. Okazuje się, że dzień po "porwaniu" ze szpitala, pojechali z Lilianą do lekarza. "Super Express" dotarł do zaświadczenia z badania.
Jak informuje "Super Express", noworodka zbadał na prośbę rodziców lekarz prowadzący własną praktykę w Wielkopolsce i specjalizujący się w homeopatii.
"Waga 2,42 kg, stan ogólny dobry, skóra różowa, bez wykwitów, oczy symetryczne, źrenice reagują na światło i ruch w otoczeniu, jama ustna - śluzówki wilgotne, bez wykwitów, lekko zażółcone" - tak ma brzmieć zaświadczenie po badaniu przez lekarza.
Wydał je lekarz z zakresu tzw. medycy alternatywnej z bardzo dobrymi opiniami w internecie.
- Chciałem państwa zapewnić, że córeczka i żona czują się bardzo dobrze. Dzisiaj byliśmy na wizycie lekarskiej i pani doktor stwierdziła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku - zapewniał ojciec dziecka w rozmowie z Dorotą Gawryluk w Polsat News.
Apelował także do rządzących o "szybkie i dobre zmiany". Jak powiedział, chodzi o to, by już żaden rodzic nie musiał się bać o to, czy obudzi się następnego dnia obok swojego dziecka.
Jest decyzja sądu
W środę sąd uchylił decyzję o ograniczeniu władzy rodzicielskiej w zakresie opieki okołoporodowej dziecka. Jego rodzice deklarują, że przestaną się już ukrywać, ale jednocześnie chcą otrzymać 500 tys. zł zadośćuczynienia. Tymczasem minister zdrowia ocenił, że reakcja personelu szpitala opiekującego się rodziną była "słuszna".
- Rodzice złożyli zawiadomienie do prokuratury dotyczące podejrzenia popełnienia przestępstwa przez lekarzy sprawujących opiekę, polegającego na narażeniu dziecka na niebezpieczeństwo poprzez podanie preparatu Vitacon - powiedział pełnomocnik rodziny mecenas Arkadiusz Tetela. - Preparat ten zawiera substancje niebezpieczne dla noworodków i powinien być wycofany 2 lata temu - wyjaśnił.
Pełnomocnik dodał, że rodzina będzie domagać się zadośćuczynienia od lekarzy ze szpitala w Białogardzie w kwocie 500 tys. zł. Vitacon to lek zawierający witaminę K, który stosuje w zaburzeniach krzepnięcia krwi oraz w przypadku wystąpienia żółtaczki.
Kontrola w szpitalu
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zlecił kontrolę w białogardzkim szpitalu.
- Jest rzeczą zupełnie oczywistą, że rodzice mają pierwsze prawo do tego, żeby decydować o tym co z dzieckiem się dzieje, ale jednak są tego granice. Tymi granicami jest bezpieczeństwo dziecka i tutaj wszyscy razem jesteśmy za to odpowiedzialni - skomentował.
Pełnomocnik rodziny, pytany, czy rodzina wróci w środę do swojego domu w Połczynie Zdroju, odpowiedział, że są takie plany. - Przed podróżą do domu będą robione jeszcze dodatkowe badania dziecka, aby wykluczyć wszelkie zagrożenia.
Interwencja rzeczników
Rzecznik praw pacjenta postanowił wszcząć postępowanie wyjaśniające ws. noworodka z Białogardu - poinformował radca prawny w biurze rzecznika Robert Bryzek. Interwencję z urzędu w tej sprawie podjął również Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak.
Robert Bryzek z biura rzecznika wyjaśnił, że postępowanie będzie dotyczyć "naruszenia prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych odpowiadających wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej, również do prawa do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością, oraz prawa pacjenta do informacji - w tym przypadku prawa przedstawicieli ustawowych dziecka, czyli rodziców".
Jak zaznaczył, "jest to prawdopodobnie pierwsza sytuacja, w której przy braku zgody rodziców na szczepienie sąd zareagował tak bardzo szybko". - Do tej pory sąd ograniczał rodziców we władzy rodzicielskiej, gdy zabieg medyczny służył ratowaniu zdrowia i życia dziecka w sytuacji bezpośredniego zagrożenia - podkreślił Bryzek.
- Rzecznik praw pacjenta nie ma informacji, nie ma dokumentacji medycznej, która by wskazywała, że w tej sytuacji było bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia, czy nie było, a to będzie miało przełożenie na podjęte przez rzecznika rozstrzygnięcie - dodał Bryzek.
- Do tej pory, jeżeli rodzice odmawiali szczepienia dziecka, to przeważnie szpital informował sanepid, następnie wojewodę, była nakładana kara w trybie administracyjnym, mająca na celu przymuszenie do wykonania tego szczepienia, wtedy rodzice odwoływali się do sądów. Natomiast tutaj jest szczególna sytuacja, w której sąd bardzo szybko zareagował - już następnego dnia rano zwołał posiedzenie i ograniczył władzę rodzicielską tych państwa - powiedział Bryzek.
Ojciec nagrał film
Ojciec dziewczynki nagrał film, w którym tłumaczy decyzję o "porwaniu" dziecka i opowiada o sytuacji w szpitalu.
- Jeszcze trzy dni temu byliśmy szczęśliwą rodziną, która oczekiwała narodzin naszego dziecka. Dzisiaj jesteśmy uciekinierami, jesteśmy ścigani przez policję, organizują na nas obławy, a my czujemy się bardzo, bardzo zaszczuci - mówi w nagraniu ojciec.
- W dwie i pół godziny po porodzie lekarz poinformował, że zgłasza nas do sądu rodzinnego, a mnie, że ja, jako tata dziecka, zagrażam jego zdrowiu i życiu. Powodem była odmowa zaszczepienia córki w pierwszej dobie życia oraz odmowa podania zastrzyku z witaminą K - mówi ojciec.
Dodaje, że prośba o niemycie dziecka po porodzie wzbudziła oburzenie w szpitalu. Jak tłumaczy, chodziło o "pozostawienie mazi popłodowej", która ma chronić dziecko w trakcie porodu i przez pierwsze dni życia. - Tutaj traktowane jest (to) jako zaniedbanie higieniczne, grożące zakażeniem - tłumaczy autor nagrania. Powiedział również, że rodzicom odmówiono wykonania badań w kierunku wrodzonych niedoborów odporności, a to jest "bezwzględnym przeciwwskazaniem do szczepienia przeciw gruźlicy". Jak opowiada autor nagrania, nie okazano ulotek od leków, które zaordynowano.
Jak twierdzi autor nagrania, zwołany doraźnie w budynku szpitala sąd rodzinny odebrał rodzicom prawa w zakresie podejmowania decyzji w kwestiach dotyczących świadczeń zdrowotnych u dziecka. - Ustanowiono kuratora, który nie ma zupełnie wykształcenia medycznego i tej osobie przekazano podejmowanie decyzji w sprawach zdrowia naszej córki. Nami kierowała wyłącznie troska o dobro i bezpieczeństwo naszego dziecka. Za naszą dociekliwość i troskę zostaliśmy ukarani odebraniem praw do dziecka, zmuszeni do ucieczki i ukrywania się, zrobiono z nas wyrzutków. Jesteśmy szkalowani przez fałszywe informacje medialne - mówi mężczyzna w nagraniu.
Dziewczynka urodziła się w 36. tygodniu ciąży
Przypomnijmy, że chodzi o sprawę dziewczynki, która - w 36. tygodniu ciąży - urodziła się w czwartek w białogardzkim szpitalu. Według ordynatora oddziału, rodzice nie wyrażali zgody na podejmowanie wobec noworodka podstawowych czynności medycznych. Z tego powodu zawiadomiony został sąd rodzinny i na terenie szpitala została przeprowadzona rozprawa sądowa. Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu rodzicom władzy rodzicielskiej, w zakresie udzielanych świadczeń medycznych. Gdy pracownik sądu dostarczył do szpitala pismo z postanowieniem sądu, rodzice z dzieckiem opuścili placówkę.