Świat"Półpaństwo, które robi się dysfunkcyjne". Egipscy dziennikarze z niepokojem oceniają zmiany w swoim kraju i zapowiadają, że kolejna rewolucja jest nieunikniona

"Półpaństwo, które robi się dysfunkcyjne". Egipscy dziennikarze z niepokojem oceniają zmiany w swoim kraju i zapowiadają, że kolejna rewolucja jest nieunikniona

"Półpaństwo, które robi się dysfunkcyjne". Egipscy dziennikarze z niepokojem oceniają zmiany w swoim kraju i zapowiadają, że kolejna rewolucja jest nieunikniona
Źródło zdjęć: © AFP | Mahmoud Khaled
Adam Parfieniuk
30.06.2016 11:23, aktualizacja: 30.06.2016 12:23

- Rewolucja pewnego dnia nadejdzie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie trwała długo i nie pociągnie za sobą wielu ofiar. To, co teraz dzieje się z krajem - działania armii i służb bezpieczeństwa, pogorszenie standardu życia - doprowadzi do społecznego buntu - mówi Abdullah Elshamy, reporter Al-Dżaziry. - Dwa lata temu prezydent mówił: "Poczekajcie dwa lata, a odmienię Egipt, uczynimy go wielkim". Tylko, że teraz dzieje się coś odwrotnego. Stajemy się półpaństwem, które robi się dysfunkcyjne - dodaje Mostafa Hashem, korespondent Reutersa i Deutsche Welle. Egipscy dziennikarze w rozmowie z WP opowiedzieli o niepokojącym kierunku, w jakim zmierza ich ojczyzna.

WP: Jaki jest dziś Egipt i czy państwa zachodnie rozumieją jego sytuację?

Abdullah Elshamy - Al-Dżazira: Problem polega na tym, że Zachód postrzega Egipt bardziej jak kraj, w którym można ubić interes, a nie jak kraj, który jest w potrzebie. Gdy w 2011 roku trwała rewolucja, inne kraje ją popierały. Nie było wyboru, bo w zasadzie cała ludność Egiptu się zbuntowała i obaliła dyktaturę. Ale gdy w 2013 roku doszło do wojskowego zamachu stanu, ruch sprzeciwu wśród Egipcjan nie był już tak szeroki. Kraje zachodnie widziały dwie duże grupy: tych, którzy wspierali wybranego w wyborach prezydenta i tych, którzy byli przeciwko niemu. To doprowadziło do wahania i braku jednolitego stanowiska państw Zachodu. Teraz, gdy popatrzysz na Egipt z zewnątrz może się wydawać, że kraj jest stabilny, choć oczywiście ma swoje wewnętrzne problemy.

Mostafa Hashem - Reuters, Deutsche Welle: Sisi (obecny autorytarny prezydent - przyp. red.) mówił w 2014 roku: "Poczekajcie dwa lata, a odmienię Egipt, uczynimy go wielkim". Tylko, że teraz dzieje się coś odwrotnego. Stajemy się półpaństwem, które robi się dysfunkcyjne.

WP: Jak styl sprawowania władzy różni się od poprzedników - wybranego wy wyborach Mohammeda Mursiego z Bractwa Muzułmańskiego czy wieloletniego dyktatora Hosniego Mubaraka?

M.H.: Sisi wywodzi się z wojska. Ktoś, kto całe życie przesłużył w armii nie zmieni nagle sposobu swojego myślenia. Ufa tylko mundurowym, ludzie z wojska lub z wojskową przeszłością zarządzają wszystkim - ministerstwami, administracją rządową czy organizacjami, które były wcześniej cywilne.

WP: Dlaczego wydaje się popularny i akceptowany wśród Egipcjan?

M.H.: Prezydent kontroluje w pełni medialny przekaz, dzięki czemu łatwiej przychodzi mu władanie społeczeństwem. Umie się "sprzedać" w telewizji czy gazetach, które w dodatku mają problemy z publikowaniem jakichkolwiek niepochlebnych treści. Do tego na Zachodzie lansuje się na obrońcę przed terroryzmem. Mówi: "Chcecie imigracji? 90 mln ludzi z Egiptu, Iraku i Syrii? Nie?! To pozwólcie mi działać!". I Sisi działa.

A.E.: Do tego dochodzi cisza ze strony Zachodu spowodowana wspólnotą interesów. Egipt importuje uzbrojenie z wielu krajów, np. z Francji, dzięki czemu zdobywa sobie przychylność, a przynajmniej brak krytyki.

WP: Co Sisi robi ze swoimi krytykami?

M.H.: Mnie praktycznie wylał z pracy w gazecie "Al Shorouk". Mieliśmy naciski z góry, by przestać pisać cokolwiek niekorzystnego o władzy. Odszedłem, bo chyba nie na tym polega praca dziennikarza. Tak wyglądają teraz egipskie media, dlatego zacząłem pisać korespondencje na Zachodzie dla Reutersa i Deutsche Welle.

A.E: Naciski na media mają związek z walką z terroryzmem. Pod pretekstem wojny z terroryzmem, o której ciągle mówi prezydent, coraz ściślejszej kontroli podlega egipskie społeczeństwo oraz media. Ludzie, którzy ciągle słuchają takiego przekazu, w końcu zaczynają w niego wierzyć.

WP: W Egipcie istnieją "strefy wojny", strzeżone przez wojsko, do których dostęp dla ludzi jest zabroniony. Jednak problemy mają także korespondenci wojenni, dlaczego ich się nie wpuszcza?

A.E.: Egipska konstytucja reguluje, że większość przestrzeni lądowej i powietrznej Egiptu to tereny wojska. Z tego powodu większość ludzi nie ma odwagi nie tylko zapuszczać się w rejony ściśle kontrolowane przez wojsko, ale nawet o nich mówić. Silna obecność wojskowa w egipskim społeczeństwie ma zresztą długą tradycję - już w 1952 roku mieliśmy wojskowy zamach stanu, który rozpoczął ten trend. Dziś armia nadal kontroluje kraj i nie zamierza podlegać cywilnej kontroli. Według niezależnych badań, ok. 40 proc. egipskiej gospodarki jest kontrolowane przez wojskowych. I mówimy tu nawet o branży turystycznej czy żywnościowej. To państwo w państwie, które ma swój budżet, źródła dochodu i jest zdeterminowane, by utrzymać swoje wpływy. Dlatego można zapomnieć o dostępie do "stref wojny".

WP: Czy zdarzają się ludzie, którzy mimo wszystko udają się w te strefy? Co za to grozi?

M.H.: Takie osoby zwykle są oskarżane przed sądem wojskowym. Za wkroczenie do niedozwolonych stref grozi zwykle kilka lat więzienia. I nie chodzi tylko o przekraczanie wyznaczonych przez wojsko granic. Wspominaliśmy o rozległych wpływach wojska w Egipcie. Jeśli np. podjedziesz zatankować auto na stację benzynową i z jakichś przyczyn wdasz się w sprzeczkę z oficerem, który akurat ją nadzoruje, to nawet za coś tak błahego możesz stanąć przed sądem wojskowym. W kraju mnożą się przypadki procesów tego rodzaju za "obrazę oficerów" czy "znieważanie władzy". To dotyczy już tysięcy ludzi.

WP: Macie jakieś osobiste doświadczenia związane z procesami?

* A.E.:* Z powodu mojej pracy przesiedziałem w więzieniu 10 miesięcy, po tym jak służby bezpieczeństwa aresztowały mnie przy okazji relacjonowania wydarzeń po zamachu stanu w 2013 r. Mój brat, który jest fotografem, był sądzony na procesie wojskowym z powodu swojej pracy - dostał wyrok roku pozbawienia wolności w zawieszeniu. To straszna sytuacja: nie tylko jesteś pozbawiony prawa do uczciwego procesu, ale jeszcze skazują cię za wykonywanie swojej pracy, coś co powiedziałeś czy sfilmowałeś.

WP: Co dzieje się z dziennikarzami Al-Dżaziry w Egipcie?

A.E.: Mamy zakaz poruszania się po Egipcie, nasze redakcje nie mają tam teraz żadnych przedstawicieli. Nie sądzę, że bez zmiany reżimu zmieni się nasz status. Al-Dżazira nie bała się zabierać krytycznego stanowiska, była przy tym bardzo wpływowa, więc Sisi nie zezwoli na nasz powrót.

WP: Wyproszenie was z Egiptu to cenzura?

A.E.: Tak, władza nie chce słyszeć żadnych głosów, które jej nie odpowiadają. Dlatego nie tylko Al-Dżazira, ale też inne media, nie mogą działać w Egipcie.

WP: Czy dalsze pozostawanie Sisiego u władzy grozi społecznym niezadowoleniem i wybuchem rewolucji?

A.E.: Rzeczy w Egipcie toczą się teraz naprawdę szybko, szczególnie jeśli porównamy to z powolnie dojrzewającym niezadowoleniem w okresie rządów Mubaraka. Problem polega jednak na tym, że opozycja nie jest zjednoczona. Jeśli w Egipcie wybuchłaby kolejna rewolucja, przeciwnicy rządu powinni być razem. To nie jest łatwe, bo to zróżnicowane ugrupowania, od świeckich liberałów po religijną ortodoksję, którzy w dodatku mają między sobą zatargi z przeszłości. Ale rewolucja - tak czy inaczej - pewnego dnia nadejdzie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie trwała długo i nie pociągnie za sobą wielu ofiar. To, co teraz dzieje się z krajem - działania armii i służb bezpieczeństwa, pogorszenie standardu życia - doprowadzi do społecznego buntu.

WP: Jak szybko spodziewacie się buntu?

M.H.: Teraz może się wydawać, że Sisi ma wielkie poparcie, ale ono realnie nie istnieje. Jest ono wypadkową przekazów medialnych, kontrolowanych przez rząd oraz zmęczenia egipskiego społeczeństwa kolejnymi zawirowaniami politycznymi. Ten stan jednak minie, ale nie wiem ile to może potrwać.

A.E.: Sisi stara się mówić ludziom, że jest jedynym kluczem do stabilności kraju i regionu, w tym gwarantem istnienia Izraela. Na razie udaje mu się sprzedawać taką narrację.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (10)
Zobacz także