Politolog o rekonstrukcji rządu: Bieńkowska jest narzędziem w rękach Tuska
Można powiedzieć, że premierowi pozostała już tylko Elżbieta Bieńkowska, która ma opinię sprawnej menadżerki sprawnie wydającej unijne pieniądze. Niestety rekonstrukcja rządu, uczynienie z pani minister "superwicepremiera" wskazuje na to, że Tusk postawił na wyraźny przekaz propagandowy – wymagamy od Polaków by wspierali rząd, to Europa nam załatwi! – komentuje nominację Elżbiety Bieńkowskiej na wicepremiera dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zdaniem dra Jabłońskiego, Elżbieta Bieńkowska jest narzędziem w propagandowej grze premiera. - To Donald Tusk rozdaje karty. Wicepremier wykazuje się lojalnością, a ponadto słynie z pracowitości, jest idealna do ocieplenia wizerunku zużytego medialnie premiera - mówi politolog.
Politolog zaznacza, że nominacja Bieńkowskiej odwróciła uwagę od Sławomira Nowaka i roli jaką pełnił w swoim resorcie. - Skoro jednym, szybkim ruchem można połączyć dwa ministerstwa w jedno, to co to oznacza? Że resort transportu był tak naprawdę zabawką Nowaka? Pewnie tak, skoro zlikwidowano go bez żalu i błyskawicznie podporządkowano Bieńkowskiej - mówi Jabłoński.
W opinii Wojciecha Jabłońskiego, połączenie ministerstwa rozwoju regionalnego i transportu, jest dla Donalda Tuska wygodnym rozwiązaniem. Dlaczego? - Gdy zimą zaczną się problemy na kolei, pociąg nie dojedzie, rozkład jazdy nie wypali, premier zawsze będzie mógł użyć argumentacji: "O co wam chodzi? Pani Bieńkowska jest zajęta pozyskiwaniem środków unijnych". W ten sposób więc dojdzie do rozmycia odpowiedzialności za kłopotliwy "aspekt" transportowy - podkreśla dr Jabłoński.
- Niestety rekonstrukcja rządu, uczynienie z pani minister "superwicepremiera" wskazuje na to, że Tusk postawił na wyraźny przekaz propagandowy - wymagamy od Polaków by wspierali rząd, to Europa nam załatwi! PR ekipy rządzącej jest dziś bardziej infantylny niż wtedy, gdy wmawiano nam, że będziemy drugą Irlandią - komentuje nominację Elżbiety Bieńkowskiej na wicepremiera dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego
Pytany, czy premier upatruje w Bieńkowskiej swoją następczynię, przyszłą szefową partii, mówi: - To bzdura, nie wierzę w taki scenariusz. Donald Tusk nie namaści swojego następcy, podobnie jak Kaczyński, mimo wyboru Antoniego Macierewicza na wiceprezesa. Zarówno PO jak i PiS należą do partii wodzowskich, a więc takich, w których przewodniczący rządzi formacją aż do naturalnego końca.
Dr Jabłoński dodaje, że Bieńkowska, choć słynie z profesjonalizmu i pracowitości, nie ma zaplecza. - Następca musi się szczycić odpowiednią ilością partyjnych "szabelek", a tego pani wicepremier nie ma. Jak na razie jest całkowicie uzależniona od premiera. Jeśli straci w jego oczach, Tusk bez mrugnięcia okiem pozbędzie się jej z rządu - podsumowuje politolog.
Krytycznie do wyboru Bieńkowskiej na ministra połączonych resortów odniósł się Jarosław Kaczyński. Podczas konferencji prasowej stwierdził, że jej dotychczasowa działalność w resorcie rozwoju regionalnego "zasługuje na trójkę, a nawet na dwójkę". Według prezesa PiS, Bieńkowska przyszła do rządu "na gotowe". - Jeżeli chodzi o sumy przeznaczone na lata 2007-2013, mieliśmy wszystkie projekty przygotowane, zatwierdzone przez Brukselę. Dlatego to określenie "na gotowe" jest całkowicie uzasadnione. Krótko mówiąc, nie ma się czym chwalić - argumentował Kaczyński.
Jak pisze "Wprost" Elżbieta Bieńkowska ministerstwem zarządza twardą ręką, "jej podwładni to najbardziej zdyscyplinowane wojsko". I już zabiera się za sprzątanie po Sławomirze Nowaku. "Ela zrobi tam porządek, wywali połowę resortu. Żarty się skończyły: Czarek i Sławek (Grabarczyk i Nowak, byli szefowie resortu – red.) certolili się i nie mieli odwagi wziąć się za ten skostniały układ. Wygląda na to, że nowa szefowa i jej ludzie nie będą mieli oporów" - mówi tygodnikowi polityk z rządu.