PolitykaPo Smoleńsku kancelaria premier nie chce brać odpowiedzialności za loty VIP. „Zmusimy ich”

Po Smoleńsku kancelaria premier nie chce brać odpowiedzialności za loty VIP. „Zmusimy ich”

Po Smoleńsku kancelaria premier nie chce brać odpowiedzialności za loty VIP. „Zmusimy ich”
Źródło zdjęć: © PAP | Dominik Kulaszewicz
Grzegorz Łakomski
24.09.2017 14:48, aktualizacja: 25.09.2017 07:12

Kancelaria premiera walczy z ministerstwem obrony o zapisy kluczowego dokumentu regulującego bezpieczeństwo lotów VIP, a jej szefowa Beata Kempa nie chce odpowiadać za organizację lotów samolotami rządowymi – ustaliła Wirtualna Polska. "Zmusimy KPRM, by wzięli odpowiedzialność” – słyszymy w MON. Według eksperta po zamianach latać też będą mogli "nowi misiewicze”.

MON we współpracy m.in. z kancelarią premier kończy prace nad nową instrukcją HEAD. W projekcie dokumentu, który ujawniła w piątek Wirtualna Polska, znalazło się kilka znaczących zmian. Najbardziej rewolucyjna z nich pozwala bez jasnego uzasadnienia pozbawić prezydenta, czy premier zapewniającego im bezpieczeństwo w powietrzu statusu HEAD, o czym pisaliśmy TU.. Według naszych źródeł nowe zapisy ułatwią loty Andrzeja Dudy i Beaty Szydło na weekend do Krakowa (częste loty obojga polityków na tej trasie Wirtualna Polska ujawniła w lutym).

Obraz
© WP.PL | grzegorz łakomski

MON: szefowie kancelarii nie chcą brać odpowiedzialności

Obecna instrukcja HEAD określająca zasady bezpieczeństwa podczas lotów prezydenta, premiera oraz marszałków Sejmu i Senatu nakłada na szefa KPRM specjalne uprawnienia związane z organizacją lotów najważniejszych polityków. To dlatego za nieprawidłowości przy organizacji lotu do Smoleńska w 2010 roku jest pociągany do odpowiedzialności Tomasz Arabski, były szef kancelarii premiera Donalda Tuska.

W projekcie nowego dokumentu, do którego dotarliśmy, na wyraźny wniosek kancelarii premier zapisano, że osobą odpowiedzialną za zamawianie rządowych samolotów nie będą już szefowie kancelarii premier, prezydenta, Sejmu i Senatu, ale osoby przez nich "pisemnie upoważnione do organizacji lotu”.

Wiceszef MON Bartosz Kownacki przyznaje w rozmowie z nami, że szefowie kancelarii nie chcą brać odpowiedzialności za organizację lotów. - Powinna być wyspecjalizowana komórka w kancelariach, która się tym zajmuje, zna procedury i może podejmować decyzje np. o dopisywaniu do listy pasażerów – przekonuje Kownacki.

"Zmusimy KPRM, by wzięli odpowiedzialność"

Według naszych informacji kwestia odpowiedzialności za listę pasażerów wywołała między resortem obrony a kancelarią premier największe spięcia przy pracy nad nowym dokumentem.

Obraz
© WP.PL

Widać to nawet w uwagach zamieszczonych w projekcie, do którego dotarliśmy. Na marginesie paragrafu, który to określa, zamieszczono ramkę z licznymi uwagami. ”KPRM przeciwne jest wprowadzeniu treści w następującym brzmieniu: "…dokonuje organizujący lot.”, gdyż mogłoby to sugerować, że jest to bezpośredni obowiązek szefa danej Kancelarii” – podkreślono w projekcie. Twórca dokumentu ze strony MON pisze też, że proponowane przez kancelarie premier zapisy są niejednoznaczne i mogą spowodować "zbyt dużą dowolność przy wskazywaniu osoby” odpowiedzialnej za listę pasażerów.

Rozmówca z MON: - Zmusimy kancelarię, by wzięła odpowiedzialność za to, kto wchodzi do samolotu. W końcu to oni organizują delegacje i powinni odpowiadać za wszystko, co się dzieje do momentu wejścia ludzi na pokład.

Ekspert: jest mętnie opisane, kto za co odpowiada

O ocenę wynegocjowanego w bólach między kancelarią premier a MON zapisu pytamy gen. Tomasza Drewniaka, byłego Inspektora Sił Powietrznych.

- Z instrukcji wynika, że listę pasażerów można zrobić na pokładzie. Mętnie jest opisane, kto za to odpowiada. Jest jakaś "osoba wyznaczona”, ale nie wiadomo, co się stanie, jak nie zostanie wyznaczona. W praktyce może się to skończyć tym, że jakiś kapitan będzie chodził i pytał członków delegacji, kto może podpisać listę. To niedopowiedzenie, a lista pasażerów jest wbrew pozorom dość ważna, co pokazał 10 kwietnia. Niektórzy nie mogli się doliczyć pasażerów jeszcze 3 dni po katastrofie w Smoleńsku. Za listę pasażerów powinien być odpowiedzialny dysponent statku powietrznego. Przykładowo – jak leci prezydent, to jest to szef jego kancelarii – ocenia ekspert fundacji Stratpoints.

Podobne zdanie ma pilot, który wiele lat latał z najważniejszymi politykami: -Nie można odpowiedziaoności za listy pasażeró zrzucać na pilotów. W praktyce częśto to wygląda tak, że przykłdowo prezydent chce kogoś zabrać na pokład, ale załoga nie powinna być takimi kwestiami obarczana.

O prace nad nową instrukcją HEAD próbujemy zapytać szefową kancelarii premier, jednak Beata Kempa nie odbiera telefonu i nie odpowiada na wiadomości tekstowe. Podobnie rzecznik rządu Rafał Bochenek.

Oficer BOR: w dokumencie są niedociągnięcia i luki

O przeciąganie liny między KPRM i MON przy zapisach dot. listy pasażerów pytamy wiceministra obrony.
- To duża odpowiedzialność, zwłaszcza po Smoleńsku, ale na pewno nie powinien decydować dowódca statku powietrznego. Nie powinno się go obarczać dodatkową odpowiedzialnością – ocenia Kownacki.

W porównaniu z obecnie obowiązującą instrukcją HEAD w projekcie przygotowanym w resorcie Antoniego Macierewicza wzrosła rola Żandarmerii Wojskowej, która odpowiada za bezpieczeństwo szefa MON. Funkcjnariusze tej formacji uzyskują analgiczne uprawnienia na pokładach samolotów rządowych do Biura Ochrony Rządu.

Według naszych rozmówców z BOR w nowym dokumencie jest wiele niedociągnięć i luk, które mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo.

Oficer BOR: - Brakuje regulacji w zakresie sprawdzeń antypodsłuchowych statku powietrznego, pokładowej łączności niejawnej, sprawdzeń pirotechnicznych bagażu i ładunku itd. Nie uregulowano zadań uzbrojonych oficerów BOR przebywających na pokładzie. Instrukcja określa, że dowódca statku powietrznego jest na pokładzie "bogiem" - może zatrzymać osobę, aresztować, zastosować środki przymusu bezpośredniego, ale nie wiadomo, kto faktycznie ma to wykonać. Inny zapis instrukcji stwierdza, że oficerowie BOR używają broni służbowej zgodnie z określonym aktem prawnym. To jest pewna sprzeczność i luka.

Nowi misiewicze w rządowych samolotach?

Po przyjęciu nowej wersji dokumentu listy pasażerów się wydłużą. Pojawił się zapis, zgodnie z którym oprócz czterech najważniejszych osób w państwie z rządowych samolotów będzie mogła korzystać szeroka kategoria osób - "uprawnione osoby zajmujące kierownicze stanowisko w państwie”.

Budzi to wątpliwości gen. Drewniaka, który zwraca uwagę, że dzięki temu latać będą mogli "nowi misiewicze”. - Kancelaria prezydenta będzie mogła występować do dowódcy generalnego sił zbrojnych o lot dla pana X, czy Y. Czy Misiewicz sprawował kierownicze stanowisko? – zastanawia się ekspert.

Kownacki tłumaczy w rozmowie z nami, że to rozsądne, by "samoloty były wykorzystywane w lotach treningowych, które i tak są wykonywane”.

- W takiej sytuacji nie można wykonywać lotu o statusie HEAD, czyli nie może lecieć premier, czy prezydent, ale mogą ministrowie, czy wiceministrowie. Kupowanie samolotów dla czterech osób nie miałoby sensu – przekonuje minister.

Pierwsze dwa, z kupionych przez rząd samoloty, mają być oddane do dyspozycji polityków w listopadzie. Do tego czasu ma być zacząć obowiązywać nowa wersja instrukcji HEAD.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (205)
Zobacz także