ŚwiatPiotr Czerwiński: Pierwsza Komunia kontra One Direction, czyli tradycyjny upadek młodzieży

Piotr Czerwiński: Pierwsza Komunia kontra One Direction, czyli tradycyjny upadek młodzieży

Piotr Czerwiński: Pierwsza Komunia kontra One Direction, czyli tradycyjny upadek młodzieży
Źródło zdjęć: © WP.PL | Paweł Kozioł
Piotr Czerwiński
04.11.2013 07:57, aktualizacja: 05.11.2013 11:53

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Nieletni mieszkańcy Limerick zażyczyli sobie przełożenia daty Pierwszej Komunii, ponieważ koliduje z koncertem grupy One Direction. Jak to zwykle w takich pięknych chwilach, miejscowe Moher Commando zapałało ognistym gniewem, a dziennikarze pieją z radości, na dziesiątą stronę wałkując bestsellerowy temat upadku moralności wśród młodzieży. Jest ku temu powód dużo ważniejszy, bo tutejsza młodzież przeżywa renesans młodzieżowej autodestrukcji - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Piotr Czerwiński.

Czytaj także wcześniejsze felietony Piotra Czerwińskiego

Z hormonami trudno wojować, nawet za pomocą krzyża, znakiem czego małolaty z Limerick postawiły na politeizm, wielbiąc zespół wokalno-ruchowy o nazwie "One Direction", który jest znany głównie z tego, że małolaty wielbią go z powodów hormonalnych; przy tym nikt nigdy nie słyszał żadnej ich piosenki, włączając rzeczone małolaty. Ale to przecież nie rzutuje. Zaczęło jednakowoż rzutować na inne sfery życia; występy tejże grupy na dublińskim Croke Park okazały się być niefortunnie zaplanowane na dwudziestego czwartego maja, zbiegając się tym samym z uroczystościami Pierwszej Komunii, przynajmniej w Raheen, gdzie zaczęło się całe zamieszanie. Prośba oficjalnie wyszła od rodziców, którzy zarezerwowali bilety na długo wcześniej, przypuszczalnie nie zdając sobie sprawy, że warto przy tym sprawdzić, czy aby inne atrakcje nie są przewidziane w tym samym terminie.

W szkole do obrad zasiadła specjalna komisja, która po dłuższej naradzie uznała, że urządzi głosowanie wśród wszystkich trzydziestu rodzin, szykujących w tym roku dzieci do pierwszej komunii. W grę wchodzi przełożenie uroczystości na jakikolwiek inny dzień i w zasadzie nikt nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie to, że nagle wszyscy zaczęli mieć coś przeciwko temu, a sprawa osiągnęła rozmiary narodowego problemu. Na równe nogi poderwało się natychmiast lokalne Moher Commando, które zapowiedziało już ognie piekielne i gniew Pana, a także inne atrakcje.

Jak się należało spodziewać, jedni zarzucają drugim brak szacunku dla świętego sakramentu, drudzy tym pierwszym zacofanie i brak umiejętności logicznego myślenia. Jest też trzecia grupa, która postuluje, żeby nie przejmować się tą sprawą aż tak bardzo, ponieważ obie sprawy można sensownie pogodzić. W końcu nawet z Biblii padają słowa "raduj się, młody człowieku, swoją młodością". Więc niech się radują, skoro już muszą. Z jeszcze innej strony, wszystko to jest kwestią zasad z trochę innej puli, a rzecz toczy się nie o logikę, tylko priorytety, bo faktycznie trudno uwierzyć, że to rozsądny i wystarczający powód na odwoływanie religijnych uroczystości.

To raczej koncert One Direction należałoby przełożyć na jakiś inny dzień, w końcu nie spadnie im z głowy korona, jeśli ustąpią Pierwszej Komunii, a nawet mogliby w ten sposób zyskać dodatkowe uznanie konserwatywnej części społeczeństwa. W przeciwnym razie znaczyłoby to, że One Direction jest w Irlandii ważniejsze od Boga, a to już nie pachnie wesoło. Echo niesławnej wypowiedzi Johna Lennona, który stwierdził, że Beatlesi są popularniejsi niż Jezus, hula w irlandzkich ścianach co najmniej o jeden decybel za głośno.

Swoją drogą, szał na One Direction, skądinąd świetnie podsycany przez speców od marketingu, osiąga w Irlandii naprawdę nieprzyzwoite rozmiary. W sklepach spożywczych, gdzie nie ma żadnej płyty tej grupy, można kupić plastikowe figurki przedstawiające jej członków, koszulki z ich wizerunkami, nalepki z ich wizerunkami, a nawet maski, na których widnieją ich radosne facjaty. Domyślam się, że dziewczyny kupują te ostatnie, by zakładać je na gęby swoich absztyfikantów podczas romantycznych schadzek na herbatce u rodziców, następnie wyobrażać sobie, że trzymają się za ręce z dowolnie wybranym podrygiwaczem z One Direction. Czyż to nie piękne.

Marketing Kościoła nie jest już taki sprawny, a w supermarketach w ogóle nie ma żadnych dewocjonaliów. Myślę, że to błąd, twarde prawa handlu nie dają tej nieszczęsnej młodzieży żadnego wyboru. Aczkolwiek idzie ku lepszemu: widziałem już w Dublinie graffiti z napisem "Jezus Cię kocha", a także coraz więcej tablic reklamowych z naprawdę chwytliwymi cytatami z Biblii, która nie od parady jest natchnieniem copywriterów. Gdybym był proboszczem, zainwestowałbym w koszulki z napisami w rodzaju "Ostatni będą pierwszymi" i sprzedawał je w supermarketach obok koszulek z wizerunkami boysbandów. Siła tych pierwszych polegałaby na tym, że ci drudzy nie mają nic do przekazania, są przez to skazani na pokazywanie swoich twarzyczek. Jeśli jakieś małolaty są na tyle inteligentne, że potrafią kierować się czymś więcej niż tylko hormonami, cytat z Biblii powinien przemówić do nich znacznie bardziej wyraziście.

Na tle tego wszystkiego w mediach rozgorzał festiwal opowieści o zepsuciu współczesnej młodzieży i jak rozumiem, rozchodzi się im o zepsucie dosłowne, ponieważ irlandzka młodzież nagle okryła w sobie niesłychany pociąg do nihilizmu i autodestrukcji. Ponoć w wielkim stylu wracają wszelkiego rodzaju zaciemniacze umysłu, przy których wódka jest tak niewinnym środkiem spożywczym, że nie zdziwię się, jeśli niedługo wśród młodych ludzi będą rozdawane ulotki z napisem: "Bądź sobą – wybierz wódkę". A raczej whiskey, bo to w końcu Irlandia. Mnożą się przypadki młokosów, którzy nie mieli pieniędzy na zaciemniacze i po prostu zamordowali się własnymi rękami, mniej lub bardziej dosłownie, bezmyślnie dążąc do osiągnięcia nirwany. Czytałem niedawno dokładny instruktaż jednej z takich praktyk, opublikowany w jednym z tutejszych dzienników, ale w przeciwieństwie do moich kolegów z tego periodyku mam niestety pojęcie o dziennikarskiej etyce, przez co nie ujawnię tych szczegółów, choćbym nie wiem jak tracił przy tym na
frekwencji.

Każda generacja ma to do siebie, że uważa poprzednią za skup złomu, a ta poprzednia nie pozostaje dłużna swoim dziedzicom, upatrując w nich kloacznej wizji końca świata. Ja się temu nie dziwię, to absolutnie normalne. Zaliczam się jednak do niewielu tak zwanych starych pierników, którzy nie złorzeczą na młodych ludzi, a każdej wzmianki na ich temat nie zaczynają od zwrotu "ech, dzisiejsza młodzież". Mam ku temu istotny powód: na podstawie ogólnych obserwacji dzisiejszej młodzieży uważam, że kiedy ja byłem młodzieżą, było znacznie gorzej i dużo bardziej niezdrowo. Mimo to jakoś żyjemy, a nawet, choć to bardzo względne, wyszliśmy na ludzi. Nie licząc tych, którzy nie żyją lub na nic nie wyszli, ale to już temat na inną dyskusję.

A tak już poza konkursem, skoro już była mowa o młodych ludziach i kultowych cytatach. Dawno temu, w innej galaktyce, gdy miałem odwrotnie proporcjonalną fryzurę i plecak wojskowy typu "kostka", na plecaku tym widniały dwa hasła, wykaligrafowane czarnym flamastrem. Uwierzcie mi bądź nie, pierwsze z nich głosiło, że ostatni będą pierwszymi....

Drugie było niecenzuralne i nie mogę go zacytować na forum publicznym.

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także