PolskaL. Kaczyński: Kuronia obronię, Bartoszewskiego nie żałuję

L. Kaczyński: Kuronia obronię, Bartoszewskiego nie żałuję

31.08.2006 09:44, aktualizacja: 31.08.2006 10:41

Wezmę w obronę Jacka Kuronia, bo jest jednym z bohaterów naszej historii i przywódcą opozycji przedsierpniowej. Natomiast nie żałuję odejścia Władysława Bartoszewskiego z rady PISM, ponieważ był sygnatariuszem "listu ośmiu", z którym do dziś nie mogę się pogodzić -powiedział prezydent Lech Kaczyński w audycji "Sygnały Dnia" PR1.

"Sygnały Dnia":W środę odbyły się uroczystości w Szczecinie, w czwartek 26. rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku. W sierpniu 1980 roku był pan doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni w Gdańsku. Miał pan wtedy jakieś przeczucie, że to początek drogi do wolności, drogi do niepodległości?

Lech Kaczyński:Tak, oczywiście, znaczy byłem zaskoczony rozmiarami sukcesu, jak wszyscy. Jeżeli ktoś będzie dzisiaj mówił, że latem 1980 roku przewidywał, że powstanie olbrzymi, 10-milionowy związek zawodowy, to się roześmieję, bo nikt tego nie przewidywał. Natomiast liczyliśmy na zmiany, istotne zmiany w naszej sytuacji. Wiedzieliśmy, że ten system, mogę to określić jako gierkowski, komunizmu, może nie tak represywnego jak wcześniej, starał się być komunizmem konsumpcyjnym, ale mu się to nie bardzo udawało, że ten system się rozsypuje. I liczyliśmy na bardzo poważne zmiany, demokratyzację. Natomiast rozmiary tych zmian nas zaskoczyły.

Panie prezydencie, jak pan ocenia publikowanie materiałów mających świadczyć, że zmarły kilka lat temu Jacek Kuroń mógł prowadzić rozmowy z SB? Bo obrońcy Kuronia mówią, że to kolejny przejaw niszczenia autorytetów.

- Ja bym powiedział w ten sposób: po pierwsze Jacek Kuroń na pewno jest jednym z bohaterów naszej historii, około dziewięciu lat siedział w więzieniu, osiem i pół-dziewięć lat. Na pewno był to człowiek lewicy z przekonań, czyli innych niż ja, ale to nie zmienia faktu, że należy mu taką rolę przypisać. Z zaskoczeniem przyjąłem te informacje, nic nie wiedziałem o tym, że on prowadził rozmowy z pułkownikiem Lesiakiem, późniejszym skrajnie niesławnej pamięci, i w ogóle tego nie jestem w stanie potwierdzić. Moje życiowe doświadczenie wskazuje na to, że nie wszystko, co zostało napisane w prasie, to jest prawda. Sam dobrze wiem, na własnym przykładzie i to w dziesiątkach przypadków. (...) Wezmę w obronę dobre imię Jacka Kuronia, dlatego że dziewięć lat siedział, dlatego że był niewątpliwym przywódcą opozycji przedsierpniowej, a opozycja przedsierpniowa to też zjawisko bez precedensu. W takim razie, panie prezydencie, powraca pytanie – jak lustrować, żeby nikogo nie skrzywdzić?

- Od piętnastu lat mam pod tym względem dokładnie taką samą koncepcję: powinna być ujawniona lista współpracowników. Przy czym jeżeli prawdziwe są informacje z bardzo oryginalnego artykułu w "Dzienniku" sprzed kilku dni pana Pompowskiego, że byli tacy ludzie, którzy byli pozornie zatrzymywani po to, żeby prowadzić rozmowę i tam doradzali, jak neutralizować Solidarność i formalnie nie ma ich na liście agentów, to takie osoby też, oczywiście, powinny być wpisane. Ta grupa powinna być podzielona na różne kategorie, bo byli ludzie, którzy się załamali. Ja sam wiem od adwokatów gdańskich, że do nich przychodzili ludzie prosto niejako z SB, żeby powiedzieć, jak się wykręcić od tego, że się do czegoś zobowiązali. Więc byli tacy, którzy od początku nie chcieli współpracować i których rejestracja ma charakter, powiedzmy, nie tyle fikcyjny, bo rzeczywiście się na to zgodzili, czyli ono nie jest fikcyjne, natomiast za tym nie szły żadne konkretne czyny. No i byli wyjątkowo jadowici agenci, których aktywność była
większa niż się po nich spodziewano, znaczy oni przekraczali to, czego oczekiwali od nich funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, także Wojskowej Służby Wewnętrznej czy WOP-u, bo proszę pamiętać, że agentura to nie jest tylko agentura SB, także agentura niezwykle groźnego Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, czyli wywiadu, ale na terenie Polski działające. No i oczywiście Departamentu II, kontrwywiadu. Ci, którzy powinni to zrozumieć, to zrozumieją. To też powinno być ujawnione.

Panie prezydencie, w tych wycinkach, o których pan mówił, wycinkach z gazet, na pewno będziemy mogli przeczytać o Antonim Macierewiczu. O tym polityku znów jest głośno z powodu jego wypowiedzi o byłych ministrach spraw zagranicznych. Zdaniem wiceministra MON niektórzy z nich byli sowieckimi agentami. I ta wypowiedź skutkuje między innymi tym, że Władysław Bartoszewski opuścił radę Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Jak pan ocenia reakcję profesora Bartoszewskiego?

- Muszę powiedzieć, że po pierwsze wypowiedź Antoniego Macierewicza była wysoce niefortunna, bo istotnie, gdyby ją odczytać bezpośrednio, to wynikałoby z tego, że tutaj pada zarzut bycia agentami sowieckimi, czyli służb byłego Związku Radzieckiego. Do tego nie ma żadnych podstaw. To jest sprawa pierwsza. Sprawa druga to jest to, że w tej chwili niezwykle istotnym procesem w Polsce jest likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych i to jest podstawowa przesłanka podjętych decyzji. Czas na ich likwidację ustawowy jest bardzo krótki. Trzecia sprawa: niestety, nie mogę żałować tego, że ktoś, kto był sygnatariuszem "listu ośmiu" rezygnuje z symbolicznych, ale zaszczytnych funkcji w szeroko pojętym polskim aparacie do spraw międzynarodowych, dlatego bo ten list był niefortunny w tym stopniu, że do dzisiaj mi się trudno z tym pogodzić.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także