ŚwiatKorea Północna śpi na 6 bln dol. Ogromne bogactwa tylko przedłużą trwanie reżimu

Korea Północna śpi na 6 bln dol. Ogromne bogactwa tylko przedłużą trwanie reżimu

Korea Północna śpi na 6 bln dol. Ogromne bogactwa tylko przedłużą trwanie reżimu
Źródło zdjęć: © AFP | GERALD BOURKE / WFP
Tomasz Bednarzak
01.11.2014 11:24, aktualizacja: 02.11.2014 21:09

W mijających dniach Rosja ogłosiła, że zamierza zainwestować 25 miliardów dolarów w modernizację sieci kolejowej w Korei Północnej. Co otrzyma w zamian od jednego z najbiedniejszych krajów świata? Dostęp do zasobów naturalnych wartych nawet nie setki, a tysiące miliardów dolarów.

Nie każdy wie, że komunistyczny reżim śpi na sześciu bilionach dolarów - na tyle eksperci szacują wartość znajdujących się pod północnokoreańską ziemią bogactw, przede wszystkim niezwykle cennych metali ziem rzadkich. Są to pierwiastki w większości należące do grupy lantanowców, bez których dziś nie może się obejść żadna branża wysokich technologii.

Chiński monopol, północnokoreańska niemoc

Metale ziem rzadkich wykorzystywane są przy produkcji nowoczesnej elektroniki, energooszczędnych żarówek, wydajnych turbin wiatrowych czy akumulatorów litowo-jonowych. Jedna trzecia udokumentowanych zasobów tych pierwiastków znajduje się w Chinach, jednak to one odpowiadają za 90 proc. eksportu, bo przez lata zdominowały rynek, wycinając konkurencję dumpingowymi cenami. Potem zaczęły ograniczać eksport, co sprawiło, że koszt minerałów poszybował do góry.

Dziś ceny metali ziem rzadkich spadły do nieco rozsądniejszych poziomów, ale i tak stosunkowo ograniczona podaż przy coraz większym popycie powoduje, że surowiec ten mógłby być dla Korei Północnej tym, czym dla wielu innych reżimów niedemokratycznych ropa naftowa czy gaz ziemny. Ale na tym nie koniec, bo według ekspertów pod północnokoreańskimi górami kryją się wielkie zasoby m.in. węgla, rud żelaza, uranu, miedzi, złota, molibdenu czy magnezytu.

Obraz
© Budowa metra w Pjongjangu - obraz propagandowy (fot. Wikimedia Commons/Laika ac, CC-BY-SA-2.0)

Wynędzniała i odizolowana od świata Korea Północna nie ma ani pieniędzy, ani technologii, by w pełni zagospodarować drzemiący pod ziemią ogromny potencjał. Gdyby to się udało, komunistyczny reżim zdobyłby pewny środek utrzymania, bez konieczności reformowania całej gospodarki i związanym z tym ryzykiem niepożądanych wstrząsów politycznych.

Według południowokoreańskich szacunków Pjongjang może siedzieć na drugich największych zasobach metali ziem rzadkich na świecie. Do niedawna praktycznie jedynym zagranicznym inwestorem dopuszczonym do ich wydobycia były spółki z chińskim kapitałem, korzystające ze specjalnych relacji łączących oba państwa. Przykład Rosji pokazuje jednak, że chiński monopol może być zagrożony. Otwarte pozostaje pytanie, czy jest to oznaka trwałego trendu.

Ryzykowny biznes

Według magazynu "The Diplomat", specjalizującego się w sprawach regionu Azji i Pacyfiku, Korea Północna czyni w ostatnim czasie zakulisowe kroki, by zachęcić europejskie i azjatyckie firmy do współudziału w wydobyciu metali ziem rzadkich. Ponoć komunistyczny reżim eksportem surowców chce podbudować upadającą gospodarkę.

Co prawda w oczach potencjalnych inwestorów Korea Północna może dysponować kilkoma atutami, takimi jak zdyscyplinowana i bardzo tania siła robocza czy brak restrykcji środowiskowych. Niemniej jednak patrząc na północnokoreańską specyfikę ciężko sobie wyobrazić, by Pjongjang nagle szeroko otworzył podwoje przed zagranicznymi koncernami. A nawet jeśli, nie oznacza to, że kapitaliści będą tam walić drzwiami i oknami.

Przede wszystkim należy pamiętać, że północnokoreański reżim jest nieobliczalny. Gdy w 2013 roku doszło do wzrostu napięcia pomiędzy obiema Koreami, Pjongjang bez słowa wyjaśnienia na niemal pół roku zamknął przygraniczną strefę ekonomiczną Kaesong, gdzie inwestują południowokoreańskie koncerny. "The Diplomat" przypomina, że w latach 90., w czasie prowadzonej przez Seul tzw. słonecznej polityki, czyli częściowego otwarcia na północnego sąsiada i prób wciągania go do współpracy polityczno-gospodarczej, południowokoreańskie firmy wydobywcze stosunkowo sporo zainwestowały w Korei Północnej, by potem wszystko stracić, gdy stosunki znów się pogorszyły. Zresztą podobny los spotkał nawet chińskiego giganta górniczego Xiyang Group, który po zainwestowaniu 40 mln dol. został z Korei Północnej po prostu wyrzucony pod wydumanym pretekstem rzekomo niezrealizowanych zobowiązań.

Innymi utrapieniami, z jakimi przyszłoby zmagać się potencjalnym inwestorom, jest gigantyczna korupcja, kompletny brak transparentności wspólnych przedsięwzięć biznesowych, a także fatalna infrastruktura transportowa. Mimo więc pozornie wielkiego potencjału, perspektywy pewnego zysku wcale nie są takie różowe.

Dylemat reżimu Kim Dzong Una

Leonid Petrow, znawca stosunków koreańskich z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego oceniał w rozmowie z portalem Voice of America, że jest mało prawdopodobne, by reżim Kim Dzong Una zaryzykował pełne otwarcie branży górniczej na inwestycje zagraniczne, ponieważ wtedy "zostałyby podważone dwa warunki jego przetrwania - permanentny kryzys i izolacja".

- Coś podobnego miało miejsce w czasie 10 lat słonecznej polityki, kiedy obie Koree zaczęły ze sobą handlować i kooperować. Jednak szybko Korea Południowa zorientowała się, że jest to dla niej zbyt kosztowne, a Korea Północna - że zbyt niebezpieczne - podkreślił Petrow.

Obraz
© Kim Ir Sen udziela górnikom rad na miejscu - plakat propagandowy (fot. museumsyndicate.com)

Dlatego prawdopodobne jest, że Rosjanie zostaną dopuszczeni do rynku surowców jedynie w ograniczonym stopniu, stając się kolejnym źródłem dewiz potrzebnych dla podtrzymania dyktatury. A klucz do pełnej kontroli nad wydobyciem metali ziem rzadkich nadal dzierżyć będą Chińczycy, główny protektor i sojusznik Korei Północnej. Pekinowi zależy na tym szczególnie, bo w jego interesie leży utrzymanie światowego monopolu na te minerały.

Na Północy bez zmian

Niestety tu dochodzimy do dość smutnej konkluzji, że z tych ogromnych bogactw szeregowym obywatelom Korei Północnej skapnie bardzo niewiele, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Być może rzadziej będą cierpieć głód, a prąd w gniazdkach będzie nieco częściej niż kilka godzin dziennie, jednak ogromna większość nadal będzie żyć w skrajnej nędzy. Aby to zmienić, potrzebne byłyby reformy ustrojowe, a jak wiadomo, tego reżim unika jak ognia.

To co uda się Korei Północnej wydobyć samej, sprzedawane jest do Chin po bardzo niskich cenach. Okazuje się, że głód dewiz w Pjongjangu jest tak duży, że to Pekin może swobodnie dyktować warunki. Podobno jedną z przewin straconego przed rokiem Dzang Song Thaeka, wuja Kim Dzong Una i de facto drugiej osoby w państwie, był właśnie sprzeciw wobec tego procederu.

Co ciekawe, wyprzedawaniu "sreber rodowych" praktycznie za bezcen przez Koreę Północną ostro sprzeciwia się Seul, który uważa, że jest to wspólne dobro całego narodu koreańskiego. Południowy sąsiad widzi w bogatych zasobach metali ziem rzadkich finansowe zabezpieczenie zjednoczenia Półwyspu Koreańskiego, do którego może dojść w przyszłości. Już dziś koszt tego procesu szacowany jest na dwa biliony dolarów i cały czas rośnie wraz z pogłębiającą się przepaścią dzielącą gospodarki obu państw.

Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (786)
Zobacz także