ŚwiatDonald Trump kontra FBI. Wojna na wyniszczenie

Donald Trump kontra FBI. Wojna na wyniszczenie

Donald Trump kontra FBI. Wojna na wyniszczenie
Źródło zdjęć: © Forum
Oskar Górzyński
06.02.2018 14:29, aktualizacja: 06.02.2018 15:12

Przez lata kojarzone z Republikanami, w czasach Trumpa Federalne Biuro Śledcze stało się ich wrogiem publicznym numer jeden. Wszystko dlatego, że prezydent gra o przetrwanie i prowadzi wojnę, w której wszystkie chwyty są dozwolone.

Tajna notatka Devina Nunesa, republikańskiego przewodniczącego komisji ds. wywiadu w Izbie Reprezentantów, miała być politycznym "dymiącym pistoletem". To miał być koronny dowód na to, że FBI do spółki z administracją Obamy i sądami uwzięło się na Donalda Trumpa; wykorzystując podsłuchy i służby próbowało zrobić wszystko, by nie dopuścić do jego wyboru na prezydenta. Ale kiedy po wielu dniach kreowania atmosfery napięcia i tajemniczości notatkę ujawniono, okazało się, że to nie dymiący pistolet, lecz co najwyżej kapiszon.

Notatka stwierdza, że ubiegając się o zgody sądu na inwigilację podejrzanego o współpracę z rosyjskimi służbami Cartera Page'a, doradcy Trumpa, FBI nie ujawniła, że podstawą wniosku był kontrowersyjny raport brytyjskiego eks-szpiega Christophera Steele'a. Raport ten, dotyczący powiązań ludzi Trumpa z Rosjanami, zawierał niesprawdzone i w części bardzo wątpliwe rewelacje i powstał za pieniądze i na zlecenie oponentów Trumpa, w tym Demokratów. Według Nunesa, miało to świadczyć o politycznych zamiarach FBI. Gdyby tak było, oznaczałoby to skandal niemal na miarę Watergate.

Rzucić cień na FBI

Problem w tym, że teoria ta nie do końca przystaje do faktów. Jak później wyszło na jaw rewelacje Steele'a nie były to jedynymi źródłami podejrzeń, FBI informowało sąd o potencjalnym politycznych intencjach stojących za dokumentami, zaś sam Nunes nie zapoznał się z materiałami Biura uzasadniającymi kontynuowanie śledzenia doradcy Trumpa (który miał w przeszłości kontakty z rosyjskimi szpiegami). Co więcej, sama notatka obaliła centralny punkt narracji wspierających prezydenta Republikanów, mówiących o rosyjskim śledztwie FBI jako o polowaniu na czarownice wykonanym na zlecenie Demokratów. Jak bowiem napisał Nunes, śledztwo w sprawie związków z Rosją zaczęło się kilka miesięcy wcześniej, kiedy treść sporządzonego przez Steele'a dossier nie była znana.

Nie przeszkodziło to jednak Trumpowi w ogłoszeniu sukcesu.

"Ta notatka totalnie oczyszcza 'Trumpa' w śledztwie. Ale Rosyjskie Polowanie na Czarownice idzie dalej. Nie było żadnej Zmowy i żadnej Obstrukcji (...) To amerykańska hańba" - oznajmił prezydent Stanów Zjednoczonych. Jego wypowiedź nie miała wiele wspólnego z faktami. Ale według krytyków, nie musiała, bo w ujawnieniu notatki Nunesa chodziło wyłącznie o stworzenie w elektoracie określonego wrażenia: o tym, że służby są politycznie zmotywowane i stronnicze w swoich dochodzeniach. A ponieważ zwolnienie szefa służby lub zakończenie śledztwa w sprawie "Russiagate" byłoby politycznym samobójstwem, Trumpowi pozostaje podważanie śledczych.

Polityka staje na głowie

To pewien paradoks, bo organizacja od lat była zdominowana przez prawicę. Zarówno zwolniony przez Trumpa, były szef służby James Comey, jak i jego poprzednik Robert Mueller (obecnie niezależny prokurator prowadzący śledztwo ws. powiązań Trumpa z Rosjanami) byli zarejestrowani jako wyborcy Republikanów. Dlatego to domeną głównie Republikanów była obrona agencji i jej zdolności inwigilacyjnych, zaś Demokraci byli tradycyjnie krytykami wszechwładzy służb. Ale w czasie Trumpa, podobnie jak wiele innych, także i ta reguła amerykańskiej polityki została postawiona na głowie.

Popierający Trumpa Republikanie, wspierani przez konserwatywną telewizję Fox News, od miesięcy kwestionują bezstronność służb i mówią o antyprezydenckim spisku. Podstawą do takich twierdzeń miały być m.in. sms-y agentów FBI Petera Strzoka i jego partnerki Laury Page, w których Strzok krytycznie odnosił się do Trumpa i które mówiły o nieokreślonej "tajnej organizacji". Kiedy jednak konserwatywny "Wall Street Journal" przejrzał wszystkie 7 tysięcy sms-ów, okazało się, że żadnego spisku nie było, Strzok równie ostro krytykował Hillary Clinton, a "tajna organizacja" była wewnętrznym żartem pary.

Jednak nie wszystkim w partii podoba się podkopywanie autorytetu państwowych instytucji. Kongresmen Trey Gowdy, jeden z bliskich współpracowników Nunesa, oświadczył, że notatka, w której sporządzaniu brał udział, wcale nie rzuca cienia na wiarygodność rosyjskiego śledztwa i FBI. Z podobnym przesłaniem wystąpiło trzech jego kolegów z Kongresu.

Demokracji bronią Biura

Tymczasem Demokraci robią wszystko, by obronić dobre imię agencji i chronić wiarygodność śledztwa. Dlatego po opublikowaniu notatki Nunesa, chcą, by ujawnić także notatkę sporządzoną przez czołowego Demokratę z komisji ds. wywiadu, Adama Schiffa. Według zapowiedzi Demokratów, ma ona rozwiać wszelkie wątpliwości co do rosyjskiego śledztwa.

Trump nie pozostawił tego bez odpowiedzi, zarzucając Schiffowi de facto popełnienie przestępstwa.

"Mały Adam Schiff, desperacko pragnący ubiegać się o wyższy urząd, jest jednym z największych kłamców i autorów przecieków w Waszyngtonie (...) Adam wychodzi z zamkniętych przesłuchań komisji, by puszczać nielegalne przecieki. Trzeba go powstrzymać!" - napisał Trump.

Jak zauważają eksperci, tak otwarta wojna prezydenta z podlegającymi mu służbami jest wyjątkową sytuacją w amerykańskiej historii. Fakt, że czyni to prezydent popierany przez Republikanów, czyni to sprawę tym bardziej niespotykaną.

- Nie ma żadnego historycznego precedensu dla tego konfliktu. Nigdy wcześniej prezydent USA nie atakował FBI w tak publiczny sposób. Nigdy nie robiły tego w ten sposób także parlamentarne komisje nadzorujące służbę - mówi Douglas Charles, historyk z Uniwersytetu Pensylwanii. - To pokazuje tylko, jak bardzo spolaryzowana jest nasza polityka. W efekcie jest to frontalny atak na wiarygodność wszystkich instytucji państwa - dodaje.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (14)
Zobacz także