ŚwiatCzarne chmury nad projektem muzeum wysiedleń

Czarne chmury nad projektem muzeum wysiedleń

20.03.2010 09:10, aktualizacja: 21.03.2010 14:35

Obecna dyskusja wokół projektu berlińskiego muzeum poświęconego wysiedleniom Niemców sugeruje, że zamierzeniu temu do końca towarzyszyć będzie konflikt - ocenił Basil Kerski, redaktor naczelny polsko-niemieckiego kwartalnika "Dialog".

Po zażegnaniu w lutym tego roku politycznego sporu o kandydaturę przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) Eriki Steinbach do władz fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", która stworzyć ma muzeum, ujawnił się spór merytoryczny o to, jak przedstawić historię wypędzeń.

BdV i Steinbach stoją na stanowisku, że centralnym elementem przyszłej wystawy ma być los milionów niemieckich wypędzonych w trakcie i po II wojnie światowej, a w historycznym kontekście należy także uwzględnić inne przymusowe wysiedlenia w Europie.

Zdaniem Kerskiego można oczekiwać "poważnego konfliktu po stronie niemieckiej", gdyż najwyraźniej Steinbach dąży do "zredukowania historycznego kontekstu" wysiedleń Niemców. - Kościoły, które mają swych przedstawicieli we władzach fundacji, niemieccy socjaldemokraci oraz Centralna Rada Żydów nie wyobrażają sobie wystawy bez tego kontekstu - ocenił publicysta.

Jak zauważa, metoda szefowej Związku Wypędzonych polega na zestawieniu w jednym szeregu różnych przymusowych migracji - od Ormian, poprzez Polaków, Żydów, Niemców, aż po Bałkany.

- W takim obrazie Niemcy są jako naród ofiarą i należą do europejskiej narracji ofiar - wyjaśnia Kerski. Umieszczenie zaś wysiedleń Niemców w kontekście historycznym oznacza, że Niemcy są też ofiarami, ale pozostają tymi, którzy ponoszą odpowiedzialność polityczną.

Przed próbą przedstawienia wysiedleń Niemców w oderwaniu od II wojny światowej i zbrodni nazistowskich ostrzegł w zeszłym tygodniu przedstawiciel niemieckiej Centralnej Rady Żydów w fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" Salomon Korn. Powiedział on tygodnikowi "Der Spiegel", że Rada "nie chce służyć za alibi".

Także dyrektor Muzeum Żydowskiego we Frankfurcie na Menem Raphael Gross, który zasiada w radzie naukowej fundacji, ocenił w jednym z wywiadów, że porównywanie "wypędzeń Niemców na przykład z wypędzeniami w byłej Jugosławii albo wypędzeniem Palestyńczyków, Greków i Turków, usuwa kontekst historyczny. - Wówczas niemożliwe będą historyczne różnice oraz osądy - także moralne - dodał w rozmowie z "Sueddeutsche Zeitung".

Wobec różnic merytorycznych już w grudniu z członkostwa w radzie naukowej fundacji zrezygnował jedyny zasiadający w niej polski historyk Tomasz Szarota. Z kolei kilkanaście dni temu uczyniła to czeska historyk Kristina Kaiserova, krytykując zbytnie upolitycznienie całego zamierzenia.

Z gremium tego wystąpiła także niemiecka publicystka Helga Hirsch, bliska BdV. Swoją decyzję uzasadniła niezdrową atmosferą, jaką politycy mieli stworzyć wokół fundacji.

Według mediów Hirsch powierzono przygotowanie wystawy objazdowej o wysiedleniach, która pokazywana byłaby zanim ukończony zostanie remont przeznaczonego na muzeum budynku Deutschlandhaus w Berlinie. Przedstawiona przez Hirsch koncepcja wystawy miała się jednak spotkać z krytyką części rady naukowej.

W niedawnej rozmowie ze stacją Deutsche Welle Hirsch oceniła, że "zasadniczym pytaniem jest, czy wypędzenia należy postrzegać tylko jako skutek II wojny światowej, czy są one bardziej wynikiem polityki narodowej w Europie".

Publicystka zarzuciła m.in. politykom SPD, że "w imię źle pojętego pojednania z Polską patrzą na wypędzenia tylko jako konsekwencję narodowego socjalizmu, co uniemożliwia szeroką debatą na temat wszystkich aspektów tego problemu".

W ocenie Basila Kerskiego, podejmując zobowiązanie ustanowienia w Berlinie Widocznego Znaku dla upamiętnienia wysiedleń (jak roboczo nazywano projekt muzeum), niemieccy politycy i rząd Angeli Merkel "nie zdawali sobie sprawy, jakie to wyzwanie".

Już chwili tworzenia koncepcji fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" zabrakło zasadniczej refleksji nad tym, co Niemcy chcą pokazać w planowanym muzeum. "Ustawa z 2008 r. powołująca fundację została przygotowana bez jakichkolwiek dokumentów merytorycznych czy opinii ekspertów" - zauważył publicysta.

Szanse na stworzenie nowych podstaw fundacji daje planowana na lato bądź jesień nowelizacja ustawy, uzgodniona w lutym z BdV w zamian za rezygnację z nominowania Steinbach do władz fundacji.

Według kompromisu rada fundacji zostanie zwiększona z 13 do 21 członków. BdV otrzyma dwa razy więcej miejsc - sześć zamiast obecnych trzech. Dwóch dodatkowych reprezentantów uzyska też Bundestag (obecnie ma dwóch), a po jednym miejscu więcej przypadnie Kościołom ewangelickiemu i katolickiemu oraz Centralnej Radzie Żydów w Niemczech.

Rząd zachowa trzech przedstawicieli, nominowanych przez MSZ, MSW i pełnomocnika ds. kultury i mediów. Zgodnie z kompromisem to Bundestag, a nie rząd - jak przewiduje obecna ustawa - będzie powoływał członków rady fundacji.

Zdaniem Kerskiego planowane zmiany umożliwią m.in. pozyskanie do współpracy większej liczby kompetentnych ekspertów, zajmujących się II wojną światową, a także klarowne zdefiniowanie roli rady naukowej (ma ona zostać poszerzona z 9 osób do 15), która dotąd pełniła raczej rolę "listka figowego". Za pozytywne Kerski uznaje też to, pojawiła się poważna debata o historii BdV. Latem Związek ma opublikować opracowanie na temat nazistowskiej przeszłości swych pierwszych działaczy.

- Piłeczka jest po stronie rządu Niemiec - ocenił Kerski. Kanclerz Angela Merkel zadeklarowała jedynie, że gotowa jest kontynuować prace nad muzeum. - Warto usunąć obecne problemy - powiedziała na dorocznym przyjęciu BdV w miniony wtorek. Przyznała jednak: "Nie będzie łatwo".

Obecne problemy wokół fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie" będą tematem posiedzenia jej rady, która zbiera się w poniedziałek.

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także