ŚwiatAlarmujące doniesienia z Birmy. Przerażająca skala zbrodni przeciwko mniejszości Rohingya

Alarmujące doniesienia z Birmy. Przerażająca skala zbrodni przeciwko mniejszości Rohingya

Alarmujące doniesienia z Birmy. Przerażająca skala zbrodni przeciwko mniejszości Rohingya
Źródło zdjęć: © AFP | Romeo Gacad
09.02.2017 15:42, aktualizacja: 09.02.2017 16:47

Skala ostatnich zbrodni przeciwko ludowi Rohingya przekracza wszelkie wyobrażenia - alarmują obrońcy praw człowieka i ONZ. Zajęty Donaldem Trumpem i Brexitem Zachód zdaje się nie słyszeć krzyku rozpaczy tysięcy ofiar.

Zamieszkująca głównie Mjanmę (dawna Birma) blisko milionowa populacja przez ONZ uznawana jest za najbardziej prześladowaną grupę etniczną na świecie. Nie ma w tym za grosz przesady, bo od dziesięcioleci przedstawiciele tej muzułmańskiej społeczności są ofiarą prześladowań ze strony buddyjskiej większości i birmańskiego rządu.

Władze w Naypyidaw (stolica Birmy) odmawiają Rohingya nawet obywatelstwa - są oni bezpaństwowcami bez żadnego statusu i żadnych praw. Tym samym nie mogą liczyć na powszechną edukację czy służbę zdrowia, ani podjąć legalnie pracy. W oczach buddyjskich sąsiadów są intruzami, idealnie wpasowują się w rolę kozła ofiarnego, więc często padają ofiarą pogromów. Rząd przymyka na to oko, a nawet sam przykłada rękę do czystek etnicznych. W rezultacie tylko od 2012 roku ok. 100 tys. ludzi zostało zmuszonych do ucieczki ze swoich rodzinnych stron. Ilu poniosło śmieć, nie wiadomo.

Do zbrodni dochodzi przede wszystkim w położonym na południowym zachodzie Birmy stanie Rakhine, gdzie żyje większość Rohingya. Choć konflikt etniczno-religijny narasta z różną mocą od lat, fala nienawiści i represji w ostatnich miesiącach nabiera alarmujących rozmiarów. Wskazują na to ostatnie raporty ONZ i organizacji broniących praw człowieka.

Przerażające zbrodnie

Od października w Rakhine trwa rządowa operacja militarna wymierzona w grupy zbrojne złożone z Rohingya, którzy w samoobronie przed represjami chwycili za broń (i są wspierani przez swoich pobratymców z leżącego po drugiej stronie granicy Bangladeszu). Władze nie zaprzeczają, że konflikt pochłania ofiary, ale ukrywają przed światem, że przy okazji rozprawy z rebeliantami, przeprowadzają czystki etniczne wśród ludności cywilnej.

Reuters dotarł w Bangladeszu do dwóch niezależnych źródeł w agencjach ONZ, które monitorują sytuację w Birmie pod kątem łamania praw człowieka. Obaj rozmówcy byli poważnie zaniepokojeni ukrywanymi przez birmański rząd zbrodniami i ich skalą. - Do tej pory była mowa o setkach zabitych. Ale to prawdopodobnie niedoszacowanie - możemy być świadkami tysięcy (ofiar) - powiedział anonimowo jeden z przedstawicieli ONZ.

Jego słowa są potwierdzeniem raportu z początku lutego, przygotowanego na zlecenie biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (UNHCHR). Oparty na zeznaniach naocznych świadków dokument opisuje niewyobrażalny stopień barbarzyństwa birmańskich sił bezpieczeństwa, których ofiarą padają nawet małe dzieci. Okrucieństwa przytaczane w raporcie przywołują najstraszniejsze obrazy znane Polakom z historii rzezi wołyńskiej - mordowanie niemowląt, podpalanie domostw z zamkniętymi ludźmi w środku, masowe gwałty.

Jakby tego było mało, aktywiści z Human Rights Watch alarmują, że birmańska armia wykorzystuje przemoc seksualną w charakterze świadomej strategii, która ma sterroryzować Rohingya i zmusić ich do ucieczki z kraju. Żołnierze nie oszczędzają nawet 13-latek, do bestialskich, wielokrotnych gwałtów często dochodzi na oczach członków rodziny. Doniesienia HRW pokrywają się z wcześniej wspomnianym raportem, bowiem z ponad 100 muzułmańskich kobiet, do których dotarli ONZ-towscy śledczy, ponad połowa zeznała, że została zgwałcona lub padła ofiarą innej formy przemocy seksualnej ze strony wojska.

Milczenie pupilki Zachodu

Najgorsze jest to, że do fali zbrodni dochodzi w czasie, gdy Birmą rządzi pupilka Zachodu Aung San Suu Kyi, legendarna liderka opozycji i laureatka pokojowego Nobla. Do władzy doszła na mocy pierwszych od pół wieku wolnych wyborów, które odbyły się w 2015 roku. Wielu liczyło, że nowy rząd, demokratyczny i prozachodni, położy kres okrutnym prześladowaniom. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a sama Suu Kyi do niedawna unikała tematu jak ognia.

Po ostatnich alarmujących doniesieniach birmańska przywódczyni nie mogła jednak milczeć jak zaklęta. Według relacji Zeida Ra'ada al-Husseina, Wysokiego Komisarza NZ ds. Praw Człowieka, w rozmowie z nim obiecała, że wszczęte zostanie śledztwo, które zbada wszelkie informacje o łamaniu praw człowieka. Co z tego wyniknie, nie wiadomo. Nie jest nawet pewne, czy Suu Kyi w pełni kontroluje armię, która przez ostatnie pół wieku twardą ręką dzierżyła władzę w Birmie.

Znamienne jest, że wcześniej noblistka utrzymywała, że jej rząd niczego nie ukrywa i wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Tymczasem strefa operacji militarnej w stanie Rakhine objęta jest informacyjnym embargiem. Niezależni dziennikarze i obserwatorzy nie mają tam wstępu. Jednocześnie aparat państwa rozkręcił machinę propagandową, która oskarża uchodźców Rohingya o kłamstwa oraz powiązania z radykalnym islamem (co nie jest prawdą). Skala zbrodni jest już jednak tak przerażająco ogromna, że sprawy nie da się tak łatwo zamieść pod dywan.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (75)
Zobacz także